🌒 Wywiad Z Żołnierzem Gromu

Tłumaczenia w kontekście hasła "z żołnierzem" z polskiego na angielski od Reverso Context: Piłem piwo z żołnierzem z mojej jednostki. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate Hellow guys, Welcome to my website, and you are watching Wywiad z komandosem! Brawurowe akcje Navy SEALs i „Gromu” - Tomasz „Drago” Dzieran i P. Zychowicz. and this vIdeo is uploaded by HISTORIA REALNA at 2023-09-10T09:00:08-07:00. We are pramote this video only for entertainment and educational perpose only. W pierwszej kolejności istotne jest wypełnienie dokładnej ankiety. Potem, jeśli to zostanie spełnione, potencjalni kandydaci zapraszani są na sprawdzian z WF-u! Aby zweryfikować sprawność fizyczną, kandydaci muszą m.in. biegać na dystansie 3000 i 100 m, wykonać skłony tułowia i podciągać się na drążku. Testujemy także inne Nie oznacza to jednak, że klasyczna agentura rosyjska już nie istnieje. Istnieje. Szacuje się, że wykrywamy, czy też rozpoznajemy ok. 10 proc. rosyjskich agentów - przekonuje Adam Jawor, płk rez. kontrwywiadu, były ekspert EUROPOLU d/s rosyjskich, a także historyk, w rozmowie z Sebastianem Stodolakiem. Afera z #Grot.em! O co chodzi? Rozmawiamy z żołnierzem #WOT! Komu zależało na dyskredytacji polskiego karabinka? Dlaczego #Grot jest tak delikatną bronią? #Terytorialsi -----00:00 Żołnierz WOT w IPP TV 12:36 Afera z Grotem! Jaka jest prawda? 34:58 Prezydent Chin żąda nowego świata- Hanna Shen w IPP TV Wywiad z polskim generałem robi furorę w sieci. Widzowie pod wrażeniem Tomasz Gdaniec. 10 lutego 2023, 14:12 Tym samym stał się "pierwszym żołnierzem Rzeczypospolitej". A Ty z plecakiem nie możesz?". Tak więc to kwestia mentalności i odpowiedniego zmotywowania. Żołnierz startujący w selekcji musi być żołnierzem zawodowym z przynajmniej kilkuletnią wysługą. W GROMie nie ma czasu na uczenie regulaminów i sposobu poprawnego oddawania honorów. Tu odbywa się już samo przygotowywanie do działania. 24 ਹਜ਼ਾਰ views, 342 likes, 62 loves, 28 comments, 248 shares, Facebook Watch Videos from Klub Posiadaczy Kałduna Taktycznego / Tactical Belly Owners Club: WYWIAD Z ROSYJSKIM ŻOŁNIERZEM W TRAKCIE „Wywiad” z polskim żołnierzem – Najprawdopodobniej nie chcą przyznać, że po wszystkich rzeczach, wszystkich zabiegach, które zrobili, żeby żaden żołnierz nie uciekł, żeby zrobić wszystko, żeby zatuszować całą sprawę, nie mogli powiedzieć na koniec jednej rzeczy: że im jeden uciekł. Read about Wywiad z rosyjskim żołnierzem w trakcie wojny na Ukrainie by Viktor Delirov and see the artwork, lyrics and similar artists. Wierny przyjaciel – zadanie pobocznie występujące w grze Wiedźmin 3: Dziki Gon, w którym Geralt pomaga Chłopowi z Białego Sadu zrzuconemu z grzbietu wierzchowca. Zadanie możliwe do wykonania jedynie w zakończeniu w jakim Ciri zostaje następczynią Emhyra i przyszłą Cesarzową Nilfgardu. Po opuszczeniu karczmy w Białym Sadzie Geralt jest świadkiem tego, jak wierzchowiec zrzuca ze Płaca w armii w 2023 roku z uwzględnieniem 400 zł podwyżki. 4960 zł brutto – szeregowy. 5560 zł brutto – kapral. powyżej 10 tys. zł brutto – pułkownik i wyżsi stopniem. 18 150 zł brutto – generał. Zobacz również. Trenażery, czołgi i strzelanie. x6zRs. atmeg Share #10891 Share #10891 Te rozmowy tu swiadczą jak wielu agitatorów mają tu Ruscy i Niemcy . najbardziej boja sie swiadectw kultury i to staraja sie zwalczac ,muza . Byla ale w innej wersji teraz . piekna ,sliczna Link to comment Share on other sites Share #10892 10 minut temu, tomek4 napisał: Właśnie dlatego że niekierowane, bo samonaprowadzające by prawdopodobnie zgłupiały. A tak to jak wykryli że coś tam płynie, to pokryli obszar. No nieee.. aż tak niewykrywalny to on nie jest, wystarczy rzucić okiem. Podejrzewam że swoje przeciwokrętowe "Neptuny" Ukraińcy trzymają w odwodzie na wypadek rosyjskiego desantu. A tu walnęli trochę na zasadzie - a nuż się uda, no i się udało. Gdyby mieli to rzeczywiście zaplanowane to poprawiliby drugą salwą. Jestem Europejczykiem. We własnym kraju jestem rebeliantem. Link to comment Share on other sites Share #10893 9 minut temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: Tak , tak . Pegasus też odszedł w cień .Też go nie było ? Gówno mnie obchodzi Pegasus. Ja piszę o czymś innym, a Ty zbaczasz z tematu. Analogia Twojego postrzegania tej wojny do plandemii covidowej jest uzasadniona, bo prezentujesz poglądy identyczne z narracją mediów głównego ścieku. Link to comment Share on other sites Share #10894 3 minuty temu, boomaga napisał: Oj Chicago, Chicago... a wystarczyło przeczytać artykuł z linku i nerw by nie puścił i wiedzy by przybyło... Pozdrawiam "polonistę". Polonisto boomaga - jaki masz problem i jaki znowu artykuł? Zresztą co mnie obchodzi artykuł - kwesta dotyczyła poprawnej pisowni w języku polskim - 'na Ukrainie' czy 'w Ukrainie'. Obydwie formy są poprawne. Nota bene znam bardzo dobrze panią Katarzynę Kłosińską i wiem, że posiada obszerną wiedzę. Link to comment Share on other sites Share #10895 Teraz, Chicago napisał: Pozdrawiam serdecznie. „Sukces oznacza robienie zwykłych rzeczy – niezwykle dobrze” Link to comment Share on other sites Moderatorzy Moderatorzy Share #10896 1 minutę temu, soundchaser napisał: prezentujesz poglądy identyczne z narracją mediów głównego ścieku. Wątpię aby Wojciech podzielał narrację TVP. Link to comment Share on other sites Share #10897 4 minuty temu, soundchaser napisał: Gówno mnie obchodzi Pegasus. Ja piszę o czymś innym, a Ty zbaczasz z tematu. Analogia Twojego postrzegania tej wojny do plandemii covidowej jest uzasadniona, bo prezentujesz poglądy identyczne z narracją mediów głównego ścieku. To ty wprowadziłeś do tematu pandemię tak więc nie odwracaj kota ogonem . Link to comment Share on other sites atmeg Share #10898 Share #10898 2 minuty temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: To ty wprowadziłeś do tematu pandemię tak więc nie odwracaj kota ogonem . a ty wprowadzasz do tematu poblazania dla dzialan Putina .i wprowadzasz anty Polskie tresci , jestes zwyklym trolem Putinowskim. Link to comment Share on other sites ASURA Share #10899 Share #10899 Dla uspokojenia tematu i co by nasi oficjele pomagali Ukrainie i za bardzo nie machali szabelką Link to comment Share on other sites Share #10900 Dawaj " te pobłażania dla Putina " w moich wpisach. Co ty bredzisz ? W ogóle nie rozumiesz tekstu. do atmega Edited March 7 by wojciech iwaszczukiewicz Link to comment Share on other sites atmeg Share #10901 Share #10901 tak iwaszczu jestes trolem Putinowskim ,i do tego dobrze sie czujesz z tym .Niechcemy tu takich jak ty. Link to comment Share on other sites Author Share #10902 51 minut temu, OnionSkin napisał: donieckiego samozwańca ukatrupili przedwczoraj. No to w piekle święto! 🙂 Tak jak tego miłośnika kóz ostatnio! 🙂 1 Jeśli DAC - to NOS-DAC z buforem lampowym, jeśli wzmacniacz - to Pure Class A. Link to comment Share on other sites Share #10903 Teraz, atmeg napisał: tak iwaszczu jestes trolem Putinowskim ,i do tego dobrze sie czujesz z tym .Niechcemy tu takich jak ty. Masz na dodatek jeszcze rozdwojenie jaźni. Link to comment Share on other sites atmeg Share #10904 Share #10904 3 minuty temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: Dawaj " te pobłażania dla Putina " w moich wpisach. Co ty bredzisz ? W ogóle nie rozumiesz tekstu. cale twoje wpisy sa epopeja dla Putina , ty robisz Putinowi droge w Polsce Link to comment Share on other sites Author Share #10905 56 minut temu, boomaga napisał: Za długo jesteś za granicą. Ale to żadne usprawiedliwienie. Poczytaj, poucz się polskiego. Wiem, że to trudny język, ale uważasz się za Polaka, prawda? To Cię obliguje, by pisać poprawnie. A co uważasz, to nie ma żadnego wpływu na to co jest 🙂 sorry Dlaczego bronisz takich potwornych słowotworów? Przecież "w Ukrainie" brzmi tak samo kretyńsko jak "kierowczyni". Wracaj do szkoły! A może ty polonistykę w Moskwie kończyłeś? 🙂 Edited March 7 by il Dottore Jeśli DAC - to NOS-DAC z buforem lampowym, jeśli wzmacniacz - to Pure Class A. Link to comment Share on other sites atmeg Share #10906 Share #10906 4 minuty temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: Masz na dodatek jeszcze rozdwojenie jaźni. od dzis moje dwie jaznie beda pracowac nad toba 🙂putinowski przyjacielu Edited March 7 by atmeg Link to comment Share on other sites Share #10907 11 minut temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: To ty wprowadziłeś do tematu pandemię tak więc nie odwracaj kota ogonem . PLANDEMIĘ. Link to comment Share on other sites ASURA Share #10908 Share #10908 1 minutę temu, atmeg napisał: co ty tu pier**lisz ,jakiego uspokojenia ,chyba dla debili ten twoj wpis Obejrzyj najpierw wywiad a później się bulwersuj, do tej pory nie mieliśmy nigdy na tym ani innym forum na pienku tak że wybaczam i polecam jak w wywiadzie z żołnierzem gromu mieć oczy szeroko otwarte Link to comment Share on other sites Share #10909 Jeden kij jaki wątek i jaki temat - tradycja jest nieśmiertelna! 6 Link to comment Share on other sites Zbig Share #10910 Share #10910 Godzinę temu, fetek napisał: Głupi byleś i pozostaniesz, już Ci to pisałem, teraz biegnij szczeniaku poskarż się. Gazprom zarządza niemieckimi magazynowanymi gazu a Ty chcesz gadać o cyferkach 😄 Rosjanie budują gigantyczną i zarazem jedyną taką fabrykę wodoru i hub na całą europę a Ty problemu nie widzisz. Opowiadaj te bajeczki innym pokrzywionym umysłowo. Sprawdzenie czym Gazprom "zarządza" i jaki ma na to wpływ zajmuje tradycyjnie niecałą minutę. Jak zwykle dociśnięty okazujesz się być zwykłym chamem i niczym więcej. Bez odbioru. Link to comment Share on other sites Share #10911 3 minuty temu, il Dottore napisał: Dlaczego bronisz jakiś potwornych słowotworów? Przecież "w Ukrainie" brzmi tak samo sensownie jak "kierowczyni". Wracaj do szkoły! A może ty polonistykę w Moskwie kończyłeś? 🙂 I Ciebie pozdrawiam serdecznie 😉 „Sukces oznacza robienie zwykłych rzeczy – niezwykle dobrze” Link to comment Share on other sites Share #10912 1 minutę temu, ASURA napisał: Obejrzyj najpierw wywiad a później się bulwersuj, do tej pory nie mieliśmy nigdy na tym ani innym forum na pienku tak że wybaczam i polecam jak w wywiadzie z żołnierzem gromu mieć oczy szeroko otwarte atmeg jak zwykle się nawalił i pisze epopeje . Link to comment Share on other sites atmeg Share #10913 Share #10913 3 minuty temu, ASURA napisał: Obejrzyj najpierw wywiad a później się bulwersuj, do tej pory nie mieliśmy nigdy na tym ani innym forum na pienku tak że wybaczam i polecam jak w wywiadzie z żołnierzem gromu mieć oczy szeroko otwarte jaki wywiad ,ze Ruscy ratują Ukraine ? co ty tu piszesz? Link to comment Share on other sites Moderatorzy Moderatorzy Share #10914 59 minutes ago, il Dottore said: NA Ukrainie. Całe życie tak mówię i zewsząd słyszę. Gdzie jesteś? NA Ukrainie, NA Łotwie, NA Litwie, NA Węgrzech, NA Słowacji... Przecież jestem w Łotwie, W Słowacji, W Ukrainie - to nawet nie brzmi po polsku. Na Kubie. "W Kubie" brzmiałoby nieco perwersyjnie. 1 Link to comment Share on other sites Share #10915 3 minuty temu, Zbig napisał: Sprawdzenie czym Gazprom "zarządza" i jaki ma na to wpływ zajmuje tradycyjnie niecałą minutę Zależy gdzie sprawdzasz. Link to comment Share on other sites Share #10916 3 minuty temu, soundchaser napisał: PLANDEMIĘ. pandemia plandemia, depopulacja defloracja konfederacja konfabulacja 1 Link to comment Share on other sites atmeg Share #10917 Share #10917 2 minuty temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: atmeg jak zwykle się nawalił i pisze epopeje . nawalił sie ,no to podejmij gadke ,jestes niestety po zlej stronie kolego .To ze laczy nas muza niema tu znaczenia Link to comment Share on other sites Share #10918 2 minuty temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał: pandemia plandemia, depopulacja defloracja konfederacja konfabulacja ...i dezinformacja. Link to comment Share on other sites Share #10919 4 minuty temu, boomaga napisał: I Ciebie pozdrawiam serdecznie Jesteś lepszy boomaga, a nawet najlepszy. Twa lepszość jest imponująca. 1 Link to comment Share on other sites Share #10920 4 godziny temu, Jaro_747 napisał: Wchodzę w wątek o Ukrainie żeby zobaczyć co się dzieje i co widzę? Majaczenia odjechanego pisowskiego fanatyka. Czemu tutaj??? Tak ! Tak ! Tak ! Dwa zdania i tylko raz "PiS" Obsesją trwa , na oddziale wszytko po staremu. 1 I jest jeszcze jeden argument za kupowaniem audio-systemów: w przypadku ewentualnego rozwodu rzadko się go traci na rzecz partnera: jacht przepadnie, dom przepadnie, dzieło sztuki przepadnie, prawa rodzicielskie przepadną - ale sprzęt na pewno będzie ci towarzyszył na nowej drodze życia. Nawet lichwiarz powinien to docenić. Link to comment Share on other sites Jun 11 Marcinus changed the title to Wojna w Ukrainie | Na żywo z Ukrainy May 29 Espectro locked this topic May 29 Espectro unlocked this topic Aktualnie nie możesz dodawać odpowiedzi w tym temacie. Masz permanentną blokade pisania w tym temacie – Warto czasem przeczołgać się po brei. Poczuć, że jest się nie tylko oficerem dyplomowanym, ale przede wszystkim żołnierzem – mówi Roman Polko Roman Polko nie jest gościem o imponującej muskulaturze i kamiennej twarzy. Nie ma też atrybutów charakterystycznych dla wielu równych mu stopniem w naszej armii – sumiastych pułkownikowskich wąsów i pokaźnego brzucha. W gabinecie dowódcy GROM-u w podwarszawskim Rembertowie wita mnie niski mężczyzna o raczej chłopięcej sylwetce. Uśmiecha się szeroko i wesołym głosem zaprasza do rozmowy. Niemal z miejsca przyjmuje postawę dobrego kumpla. Patrząc na niego, trudno uwierzyć, że tego niepozornego, pogodnego człowieka charakteryzują stalowe nerwy oraz niebywała fizyczna odporność. I konsekwencja, która nieśmiałego niegdyś ministranta z Tychów zaprowadziła na stanowisko dowódcy najważniejszej jednostki w armii. Batalion samobójców Lecz wcale nie musiało tak być. Polko bowiem nie zawsze był konsekwentny. W podstawówce przez kilka miesięcy przygotowywał się do przedstawienia „Kot w butach”. Miał w nim wykonać układ choreograficzny z piłką. Nie bardzo mu szło, a gdy w trakcie jednej z prób zgubił piłkę, zezłoszczony dał sobie spokój z teatrem. No i lubił stawać okoniem. Póki trzymał się z dala od obcych, to, że miał własne zdanie, nikomu nie wadziło. Jednak w armii z jej bezwzględnym podporządkowaniem mógł mieć z tego powodu kłopoty. Najbliżsi nie wróżyli mu kariery – matka dzisiejszego pułkownika twierdziła wręcz, że wojsko go zmarnuje. A jednak… Zaraz po szkole oficerskiej we Wrocławiu por. Polko trafił do batalionu szturmowego w Dziwnowie. Był rok 1985, Ludowe Wojsko Polskie stanowiło część Układu Warszawskiego. I jak w pozostałych sojuszniczych armiach w wielu jednostkach obowiązywała reguła „krótkiego trzymania za ryj” żołnierzy niższego stopnia. Na szczęście dla Polki, dziwnowski batalion był inny. – Wzorem armii zachodnich starano się przygotować nas poprzez pozytywną motywację – wspomina dowódca GROM-u. Już wówczas dał się poznać z jak najlepszej strony. – Jako dowódca grupy szturmowej w trakcie szkoleń udowadniał, że ma głowę i jaja na miejscu – opowiada ówczesny kolega Polki, dziś wojskowy emeryt. – Batalion miał w razie wojny operować na głębokich tyłach wroga. Zatem brano nas na drugi koniec Polski i po akcji kazano przebijać się do jednostki. Mogliśmy rekwirować, co popadło: samochody, motocykle, rowery. Urządzano na nas łapanki z udziałem milicji, której mówiono, że ściga bandytów. Ale wiedzieliśmy, że musi nam się udać. Batalion, choć wyjątkowy, podlegał tym samym brutalnym prawom ówczesnej armii – w rzeczywistej akcji nikt nie wysłałby po nas misji ratunkowej. Dla dowództwa liczyło się tylko wykonanie zadania. Nie na darmo więc mówili o nas „batalion samobójców”… Egzotyczne podejście – Co nie zmienia faktu, że byliśmy najlepszym oddziałem w LWP – mówi Polko. – To Amerykanie przekonali Polkę, że trzeba się liczyć z życiem każdego żołnierza – twierdzi ten sam kolega. – Jednak generalnie doświadczenia z Dziwnowa uchroniły go przed szokiem poznawczym, jakiego mógł doznać, gdy zetknął się z oficerami armii zachodnich. Inny obowiązujący w NATO priorytet nie był już Polce obcy – własna inicjatywa i brak lęku przed podejmowaniem decyzji. Nawet takich, które mogłyby zagrozić karierze, co do dziś zresztą czyni go wyjątkowym oficerem. – Zawsze starałem się, by nawet szeregowy wiedział, że w komplikującej się sytuacji zadaniem nie jest dokładne wykonanie rozkazu, tylko osiągnięcie określonego celu w najlepszy możliwy sposób – opowiada Polko. – I gdy wcześniej ustalony plan zawodzi, wprowadza się nowy. „Jeśli masz możliwość konsultacji ze zwierzchnikiem, zrób to, jeśli nie, wykaż się inicjatywą, a nie bezradnością”, wbijałem żołnierzom do głów. Gdy przyszedłem do GROM-u, z zadowoleniem stwierdziłem, że nowi podwładni tak właśnie myślą. Tutaj na porządku dziennym są dyskusje w trakcie planowania. Nie ma sytuacji, gdzie to ja, dowódca, jestem jedynym mądrym. I nie jest tak, że nawet jeśli chrzanię głupoty, nie można mi zwrócić uwagi, bo przecież dowodzę. Jedyny ochotnik Rok 1989 również dla Romana Polki był czasem istotnych zmian – jego jednostka została rozformowana, a kadrę przeniesiono do Lublińca. Niewielka miejscowość nie była przygotowana na przyjęcie kilkuset nowych mieszkańców. Rodziny wojskowych przez wiele miesięcy mieszkały byle jak i byle gdzie. Co gorsza, żołnierzom oficjalnie zabroniono składania podań o przeniesienie. Okazja do wyrwania się z marazmu nadarzyła się trzy lata później, kiedy Polska zobowiązała się wysłać kontyngent do zajmowanej przez Serbów Krajiny. Batalion z Lublińca dostał rozkaz wydelegowania oficera do zagranicznej misji. – Nie było chętnych – wspomina Zbigniew, logistyk GROM-u (jego nazwisko nie może zostać ujawnione). – Kadra batalionu stała na placu, a dowódca czekał… Nikomu nie chciało się pakować w nieznane. No to wyszedł Polko i powiedział, że chce jechać. „To se, k… załatw!”, powiedział szef, wyraźnie rozczarowany, że będzie musiał się pozbyć najlepszego oficera. – No to „se” załatwiłem – śmieje się płk Polko. W kraju zostawił żonę z kilkunastomiesięczną córką Aliną. Jak zapewnia, nie było mu łatwo. Zwłaszcza że w trakcie tej misji przyszło na świat kolejne dziecko, tym razem syn – Adrian. Bałkańskie piekło W siłach UNPROFOR Roman Polko służył od kwietnia 1992 r. do grudnia 1993 r. Wrócił jako inny człowiek – który napatrzył się na śmierć. Krajina była wówczas objęta działaniami wojennymi. Jednak prawdziwą grozę żołnierzy ONZ budziły mordy na cywilach, najczęściej chorwackich, popełniane przez serbskie bojówki. Pozbawione uprawnień błękitne berety mogły co najwyżej bezradnie przyglądać się rzeziom. Później, już w Polsce, żołnierzy z tej misji poddano badaniom. Ich wyniki nie były najlepsze – wojskowi nabawili się nerwic, mieli na przemian ataki paniki i agresji. Krajinę zgodnie oceniali jako piekło. Rzadko który deklarował chęć powrotu na Bałkany. Ale Polko wrócił – sześć lat później, do Kosowa, po zakończeniu nalotów NATO na Jugosławię. Wtedy już jako podpułkownik i dowódca polsko-ukraińsko-litewskiego kontyngentu KFOR. W polskiej armii panuje zwyczaj wysyłania na pierwsze zagraniczne misje – te najtrudniejsze – młodych oficerów. Zaś później, na „wczasy w siodle”, jak w Libanie, wyjeżdżają starzy wyjadacze. Polko uśmiecha się znacząco, gdy przywołuję tę popularną wśród wojskowych młodszych roczników opinię. Łopata to nie wstyd – Nie boję się wyzwań – zapewnia. – A z Kosowem kłopotów było co niemiara. Na miejscu okazało się, że misja rekonesansowa wybrała na bazę cementownię, gdzie w czasie nalotów użyto amunicji uranowej. „Możesz się rozbijać w mieście. Ale chyba lepiej trzymać się z dala od ludności”, radzili mi Amerykanie, zbyt taktowni, by wprost kwestionować wybór grupy rekonesansowej. I tak właśnie zrobiłem – postanowiłem, że obóz stanie w polu. Jednocześnie więc realizowaliśmy patrole i budowaliśmy bazę. – Musiałem przy tym zdyscyplinować kadrę – dodaje Polko. – Bo weźmy kompanię dowodzenia – dowódca kompanii dowodzenia, dowódca plutonu dowodzenia, sierżant, który też tam za coś odpowiadał, itd. Słowem, 70% kadry i 30% zwyczajnych szwejków. Jak do roboty przyszło, to stali jeden nad drugim. Nikomu nie wypadało pracować przy młodszych stopniem. A biedny szeregowy biegał z łopatą, bo reszta szwejków na patrolu była. Wkurzyłem się i krzyczę: „Chłopy, żaden wstyd! Brać łopaty, namioty rozstawiać!”. Ślepia zrobili, jakby nie wiem co się stało. I niemal padli z wrażenia, gdy sam chwyciłem za szpadel. Totalne zobojętnienie Między kolejnymi wyjazdami na Bałkany Polko ukończył Akademię Obrony Narodowej, a w 1997 r. trzy elitarne kursy w USA – spadochronowy, naprowadzania śmigłowców i rangers. Z tego ostatniego dowódca GROM-u jest szczególnie dumny. W Polsce bowiem poza nim jest zaledwie dziesięciu oficerów, którzy ukończyli to szkolenie. Zaś spośród wszystkich zgłaszających się tylko jedna trzecia dochodzi do końca. Powód tak ostrej selekcji? Dwie, trzy godziny snu na dobę przez 62 dni wypełnione ciągłymi ćwiczeniami i mnóstwem psychicznych tortur ze strony przełożonych. Do tego podłe jedzenie w symbolicznych ilościach i równie skromne racje wody. Wszystko, by sprawdzić umiejętności dowodzenia przy skrajnym wyczerpaniu fizycznym i psychicznym. – Miałem 35 lat i dla większości kursantów byłem staruszkiem – wspomina Polko. – O tyle było mi łatwiej, że LWP uodporniło mnie na krzyki. Ale fizycznie, cóż, to była kaźń. Momentami urywał mi się film, nie wiedziałem, czy to, co przed chwilą się wydarzyło, działo się naprawdę, czy tylko we śnie. Z czasem popadłem w totalne zobojętnienie. W takim stanie nie było obawy przed skokiem spadochronowym z zaledwie 300 m, ze „świnią”, czyli karabinem maszynowym M-60 na szyi. Z oporządzeniem tak ciężkim, że nie mogłem z nim wejść po trapie do samolotu. Wyczerpany zjadał wszystko. Nawet, jak mówi, oślizłe robactwo. A gdy żołądek odmawiał posłuszeństwa, wmawiał sobie, że pałaszuje żurek i śląskie kluski – ulubione dania przyrządzane przez żonę. – Do dziś te potrawy poprawiają mu humor, gdy zestresowany wraca do domu – mówi Danuta Polko. – Z kursu wylatywały prawdziwe byki – kontynuuje dowódca GROM-u. – Kolega z czeskich sił specjalnych za to, że w jego skarpetkach znaleziono witaminy. Lecz cokolwiek by o rangers mówić, dzięki niemu wróciłem na ziemię. Warto czasem przeczołgać się po najgorszej brei. Poczuć, że jest się nie tylko oficerem dyplomowanym, ale przede wszystkim żołnierzem. Ten kurs pokazuje, jak wiele barier z pozoru nie do pokonania można pokonać. Test na zaufanie W czerwcu 2000 r. Polko objął dowództwo GROM-u. Komandosi nie kryli nieufności. – Był z zewnątrz – broni byłych podwładnych gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca formacji. – Ale szybko pokazał klasę i został zaakceptowany. Bo w gruncie rzeczy GROM to wymarzona jednostka dla takiego profesjonalisty jak on. – Przyszedłem tu nie na casting, lecz po to, by realizować konkretne zadania – wspomina Roman Polko. – Nie bardzo przejmowałem się tym, że nowi podwładni patrzą mi na ręce. Ale z drugiej strony, nie chciałem, by mój autorytet opierał się jedynie na formalnej władzy. Z pomocą przyszli sami żołnierze – zaproponowali dowódcy udział w ćwiczeniach, w charakterze… zakładnika. Skrępowanego postawiono między tarczami w kształcie ludzi. Chwilę później w stronę tekturowych „terrorystów” posypał się grad kul. – A u nas ćwiczy się z ostrą amunicją – podkreśla logistyk GROM-u. – W wersji FX. Wystarczy, by taki pocisk musnął włos i z głowy zostałaby miazga. W ten sposób pułkownik udowodnił, że ufa profesjonalizmowi żołnierzy, a im samym dał dowód osobistej odwagi. Dalej było już z górki. Nie tak gładko jednak układały się relacje Polki ze zwierzchnikami. Jeszcze przed jego przyjściem do GROM-u nad jednostką zawisły czarne chmury. Do dziś zresztą w kącie saloniku pułkownika stoją rozprute drzwi sejfu – efekt pamiętnej „nocy Pałubickiego”. I choć minister koordynator rozmył się w niebycie, po nim do ataku przystąpili wojskowi konserwatyści, którym nie w smak była elitarność grupy. Pojawiły się pomysły rozproszenia żołnierzy po innych jednostkach czy przerobienia GROM-u w oddział żandarmerii. Gdy komandosom obniżono uposażenia, kilkudziesięciu zrezygnowało ze służby. – Pułkownik walczył o jednostkę jak lew – mówi z szacunkiem gen. Petelicki. Podanie o dymisję – Z czasem miałem już dość – wyznaje dowódca GROM-u. – Gdy kilka miesięcy temu powrócił wielokrotnie przeze mnie kwestionowany pomysł okrojenia formacji o zespół wodny, doszedłem do wniosku, iż tego swoją obecnością w wojsku firmował nie będę. Napisałem wypowiedzenie. – A mógł na wszystko się zgodzić – mówi jeden z oficerów GROM-u. – Te pomysły realizowano by nie dziś, ale za kilka lat. W tym czasie Polko byłby gdzieś w sztabie, a cały ten bigos spadłby na głowę nowego dowódcy. I wtedy mógłby sobie poużywać: „Popatrzcie, co za gnój, ale się rozbrykał. Jak ja byłem, to było dobrze”. Ale to do pułkownika niepodobne. – Poprosiłem o wizytę u ministra Szmajdzińskiego – opowiada Polko. – Przebieg spotkania skłonił mnie do wycofania się z zamiaru opuszczenia służby. Dowiedziałem się, że nie ma mowy o osłabieniu GROM-u. Przeciwnie, minister zapewnił mnie, że jednostka będzie wzmacniana. Podobne deklaracje usłyszałem od premiera, a wcześniej od prezydenta. Na razie sypiam spokojniej. Sprawa wspomnianego wypowiedzenia wyszła na jaw dopiero po powrocie Romana Polki z Iraku. Wtedy też pojawiły się spekulacje, w myśl których odwołanie go z nad Zatoki Perskiej było karą za zdjęcie żołnierzy GROM-u pod amerykańską flagą. – Dowódca powinien być tam, gdzie jednostka realizuje najważniejsze zadania – mówi z przekonaniem i od razu dodaje, że szczegółów irackiej misji nie może ujawniać. – Szczęśliwie moje myśli podzielał minister. To on wysłał mnie w delegacji na Bliski Wschód. Oczywiście, napisałem prośbę o przedłużenie pobytu w Iraku, zdając sobie sprawę, że wojna potrwa jeszcze tydzień, dwa, i chcąc do końca realizować zadania. Ale wiedziałem również, że wszystko jest na dobrej drodze i spokojnie mogę wracać do Polski. Strategiczne argumenty – I rzeczywiście wróciłem na uczelnię – kontynuuje Polko. – Wkrótce zostanę absolwentem Podyplomowych Studiów Strategicznych w Akademii Obrony Narodowej. Po co mi to? Kiedy prezentowałem argumenty za rozwojem sił specjalnych, wielokrotnie słyszałem: „Pan nie myśli strategicznie, bo nie skończył pan PSOS-u. Pan tam pójdzie, pouczy się i wtedy pewne rzeczy zrozumie”. No to poszedłem… W środowisku młodych oficerów panuje przekonanie, iż po Iraku Polce należy się nominacja generalska. – Jeśli ją dostanę, to świetnie, jeśli nie, to nie – kwituje ten pogląd sam zainteresowany. I dodaje, że w rzeczywistości, biorąc pod uwagę znaczenie GROM-u, już teraz jest na górze. Na samym szczycie. Zapytany kiedyś przez dziennikarza, co jest jego największym sukcesem, Polko miał odpowiedzieć, że zdobycie żony. O jej rękę starał się blisko dwa lata, jeżdżąc z Dziwnowa do oddalonego o tysiąc kilometrów Bielska-Białej, gdzie wówczas pracowała jego wybranka. A porażka? Tej kategorii pułkownik ma nie uznawać. Choć chciałby skończyć wreszcie z weekendowym charakterem własnej rodziny – móc na co dzień przebywać z żoną i dziećmi. Częściej odwiedzać rodzinne Tychy i dom rodziców. A wieczorami w domowym zaciszu mieć czas na to, by bez pośpiechu napić się ulubionej herbaty o smaku pomarańczowym. Podobne wpisy Sobota, 27 maja 2000 (02:45) Żołnierz elitarnej jednostki GROM w niejasnych okolicznościach, popełnił w nocy samobójstwo - dowiedziała się sieć RMF. Do tragedii doszło, gdy chorąży Zdzisław P. pił alkohol z kolegami z jednostki w jednym z mieszkań na warszawskim osiedlu Witol. Jak się nieoficjalnie dowiedziała się sieć panowie pokłócili się i wyciągnęli służbową broń. Z zeznań świadków wynika, że Zdzisław P. uderzył kolbą swojego pistoletu chorążego Grzegorza R. Następnie odebrał mu broń i z niej strzelił sobie w głowę. Sprawą zajmuje się prokuratura wojskowa. Relacja Marcina Firleja: Wiadomości RMF FM 2:45 Polscy komandosi, wspólnie z funkcjonariuszami afgańskich służb bezpieczeństwa (National Department of Security – NDS), wkroczyli do niewielkiej miejscowości w prowincji Ghazni, w której - jak ustalił polski wywiad wojskowy - znajdowali się terroryści z Abdulem Rahmanem na czele. To jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców w Afganistanie. W czasie nocnej operacji doszło do wymiany ognia. – W trakcie podchodzenia do wytypowanego obiektu żołnierze z grupy szturmowej wojsk specjalnych zostali ostrzelani z broni małokalibrowej i zaatakowani granatami – mówi ppłk Mirosław Ochyra, rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego. Wojsko nie informuje na razie, czy zatrzymani zostali ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za ostrzelanie naszych żołnierzy. Na pewno w czasie operacji zatrzymane zostały cztery osoby - dwaj terroryści oraz dwaj inni mężczyźni poszukiwani przez afgańskie siły bezpieczeństwa. W akcji zginął 36-letni polski komandos - dowódca grupy szturmowej, a kilku innych żołnierzy GROM zostało rannych. – Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo – mówi mjr Krzysztof Plażuk, z Dowództwa Wojsk Specjalnych. Kapitan Krzysztof Woźniak to pierwszy żołnierz jednostki specjalnej GROM, który zginął w czasie zagranicznej misji. Jego koledzy wstrząśnięci są jego śmiercią. – Był profesjonalistą – mówi krótko jeden z nich. Woźniak jest jednocześnie 38 polskim żołnierzem, który poległ w czasie misji w Afganistanie. W misji uczestniczą w tej chwili komandosi z trzech jednostek specjalnych: GROM, z Jednostki Wojskowej Komandosi z Lublińca i krakowskiej jednostki Nil. W Afganistanie służy ich około 200. Mają na koncie wiele sukcesów. Kilka tygodni temu zatrzymali Mulle Abdula Kabira, który znajdował się na top liście najbardziej poszukiwanych terrorystów we wschodnim Afganistanie. Był odpowiedzialny za organizację zamachów na wojska koalicyjne i porwania dla okupu. W poprzednim roku odbili kilkunastu zakładników. Tylko w czasie roku zatrzymali oni ponad 250 terrorystów i przejęli 34 tony materiałów wybuchowych. Kapitan Krzysztof Woźniak miał 36 lat. Zostawił żonę i trójkę dzieci. Mieszkał w województwie mazowieckim. W wojsku służył od 1996 roku. Był doświadczonym żołnierzem, dowódcą grupy szturmowej, przebywał na misji w Kosowie i cztery razy na misji w Afganistanie. Andrzej Talaga: Nie wolno lekceważyć talibów This browser does not support the iframe element. Kategoria: Historia najnowsza Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Anna Dziadzio (redaktor) Agnieszka Wolnicka (fotoedytor) Czy instruktorzy są potworami? Czy „chudzielec” da sobie radę na selekcji? Jak naprawdę wygląda droga do wojsk specjalnych? Jeszcze kilka lat temu żołnierzem wojsk specjalnych mógł zostać jedynie przedstawiciel służb mundurowych. Teraz droga jest otwarta także dla cywili. Wystarczy, że przejdą oni serię testów i egzaminów. Nie jest to co prawda łatwe i udaje się tylko nielicznym, ale w nagrodę trafia się do świata, o którym wielu może jedynie pomarzyć. – Na początku nie wygląda to zbyt spektakularnie – mówi były żołnierz Wojsk Specjalnych, który prosi by nazywać go „Wiatrakiem”. – Kandydaci przynoszą dokumenty, rejestrujemy ich, zabieramy na trawkę i organizujemy pierwszy test. Oficerowie służący w Krakowie mówią, że nie jest ważne stuprocentowe zaliczenie wszystkich testów, ale sposób w jaki się je przechodzi. Zwracają uwagę czy kandydat daje z siebie wszystko, czy też zadowala się tylko i wyłącznie wyrobieniem normy. Kluczowym aspektem jest to czy potrafi on współpracować z innymi uczestnikami testu. Podczas całego procesu rekrutacji kandydaci nie mają pojęcia, co jest oceniane i za co można wylecieć. Jak wspominał „Naval”, były komandos GROM i autor niedawno wydanej książki „Zatoka”: Nie ma już z nami tych, co nie przebiegli trzech kilometrów w odpowiednim czasie, i tych, co nie skoczyli. Wynik walki wręcz chyba tak bardzo nie był brany pod uwagę, bo mój sparingpartner dalej jest z nami. Wyrzucili za to gościa, który pięknie skoczył z trampoliny, ale na główkę zamiast na nogi. Nie słuchał, więc już go z nami nie ma. Wszyscy żołnierze podkreślają, że bardziej liczy się serce, niż umiejętności. Te zwykle są szlifowane w jednostce. publiczna Podczas rekrutacji ważniejsze nieraz jest serce niż umiejętności. Na zdjęciu wspólne ćwiczenia Navy SEALS i GROM-u. Po pierwszym teście fizycznym często zostaje jedynie połowa kandydatów. Jednak prawdziwe wyzwanie czeka ich dopiero na kolejnym etapie. – Dla wielu spotkanie z psychologiem jest znacznie trudniejsze niż testy fizyczne. Trwają one wiele godzin i nie ma od nich żadnych odwołań – mówi „Wiatrak”. – Dopiero po tym zaczyna się właściwa selekcja – dodaje. W góry W książce „Ostatnich gryzą psy” „Naval” wspominał, że w latach 90. selekcja była okryta wielką tajemnicą. Dziś dzięki większej otwartości wojska można czasem zajrzeć za kulisy doboru przyszłych „specjalsów”. Ale jeszcze niedawno było tak: W Legionowie nie było za bardzo z kim pogadać o selekcji, jak więc mam się przygotować, skoro nic o niej nic nie wiem. Muszę zacząć od skompletowania sprzętu. Niestety, Lubliniec nic a nic mnie na takie wyprawy nie przygotował. Tam się dostawało zasobnik z częścią nieprzydatnych do niczego rzeczy, bo na przykład po cholerę były mi onuce? Moja teściowa przez znajomości w Lublińcu załatwiła mi plecak, śpiwór i busolę. Te rzeczy otrzymałem wraz z informacją, że selekcji prawie nikt nie zalicza. Ale co tam się dzieje i jak to wygląda, nikt nie wie albo gadać nie chcą. W górach instruktorzy jedynie wyznaczają zadania i obserwują ich wykonanie. Wychodzą z założenia, że kandydat musi poradzić sobie sam. Nie jest zobligowany by nosić całe wyposażenie, jakie mu przysługuje. Jeśli chce spać na gołej ziemi bez karimaty i śpiwora, to jego wybór. Rano ma być gotowy do wykonania zadania. Jedyne ograniczenia zawsze dotyczyły dodatkowego jedzenia. Kandydaci mogli jeść tylko to, co zostało im przydzielone. Zobacz również:Czego żołnierze GROM-u nauczyli się od Żydów?Jak zostać komandosem GROM-u?Najbardziej spektakularne operacje polskich komandosów z GROM-u, o których nie miałeś pojęcia Wszyscy równi – Każdy ma swój numer. Nie ma nazwisk. Nie ma stopni. Wszyscy są równi i mają takie same szanse – mówi „Motorynka”, służący niegdyś w Dowództwie Wojsk Specjalnych. – Wszystko zależy od samego kandydata. I od lekarza – dodaje po chwili. Podczas selekcji w górach lekarz w każdej chwili może stwierdzić, że kandydat nie nadaje się do dalszej rywalizacji. Od jego decyzji nie ma odwołania. Podobnie jak od decyzji instruktorów. Ci z kolei mają całą masę pomysłów jak zniechęcić kursantów. Tak jest podczas każdego szkolenia. Najpierw uczą, wyciskają siódme poty, dają chwilę oddechu, aby później wywalić życie kursantów do góry nogami. archiwum Navala Podczas treningów wyciska się z rekrutów siódme poty, by przygotować ich na wszystko. Ale jak przygotować się na spotkanie z kozą na statku przemytniczym? Zdjęcie pochodzi z książki Navala pt. „Zatoka” (Bellona 2017). W nocy niespodzianka, gdy już prawie usmażyliśmy ślimaki – wspominał „Naval” – spadł na nas deszcz wojskowych petard, wkoło słychać było strzelaninę, grzmiały ciężkie działa. Dano nam dwie minuty, by stanąć w gotowości do nocnego wymarszu. Zadanie brzmiało następująco: przebiec na czas trzy kilometry. Zaczynać od sforsowania rzeki i biec w stronę świateł. A następnie zadano pytanie: czy ktoś rezygnuje? Chwiejnym krokiem wystąpiło dwóch chłopaków. Szkolenie wstępne Po tygodniowej selekcji w górach zostaje zwykle tylko 1 z 10 kandydatów. Dla szczęśliwców, którzy przejdą pozytywnie szkolenie oznacza to zmianę niemal wszystkiego. W formularz przyjęcia wpisują nowo przybrane nazwisko i otrzymują nowy numer ewidencyjny. Niedługo później zyskują również określony pseudonim. Czasem mają ich kilka: w jednostce, poza nią, dla znajomych, dla rodziny. – Czasem to utrudnia życie – śmieje się „Motorynka”, którego znam pod przynajmniej trzema pseudonimami. Podobnie jest z innymi komandosami. – Dawno nie jestem w firmie, ale nadal się z tym nie obnoszę. Nie mam konta na Facebooku, nie pozuję do zdjęć. Trochę z przyzwyczajenia. Przez lata mnie nie było – mówi. Po załatwieniu wszystkich formalności zaczyna się szkolenie wstępne, które jest drogą do oddziału bojowego. Instruktorzy przykładają wielką wagę do zasad bezpieczeństwa i odpowiedniego przygotowania ćwiczeń. Na tym etapie robi się już bardzo poważnie. Po kursie strzeleckim organizują nam kolejne szkolenie. Będą zajęcia z ochrony VIPów. Najpierw na sali wykładowej oglądamy filmy poglądowe, na których rozrysowywane są szyki piesze, na pojazdach i przydzielona rola dla każdego z ochroniarzy. Do praktycznych zajęć dopuszczeni są tylko ci po kursie strzeleckim. Podczas tego kursu nie ma już miejsca na ściąganie komuś palca ze spustu. Zaczynamy pracować ze sobą w parach i w grupie. Te zajęcia bardzo zespalają. Często zamieniamy się funkcjami. Trzeba wiedzieć, jak się zachować, będąc na szpicy, a jak, będąc adiutantem, czyli najbliżej VIP-a. Nie ważne jednak czy jest to ochrona VIP, czy czyszczenie pomieszczeń, czy wspinaczka. Po kursie podstawowym każdy z żołnierzy musi umieć to samo. Zawsze można liczyć na starszych żołnierzy, dzielących się wiedzą i doświadczeniem z narybkiem. Tłumaczą dlaczego powinno się brać takie rękawiczki, a nie inne, do czego potrzebny jest dodatkowy karabińczyk i co można zrobić z zawleczki od granatu albo płatków dezynfekujących. Im dalej w las, tym ciekawostek i szkoleń więcej: podstawy ratownictwa pola walki, kursy SERE, wspinaczkowe, nurkowe, z balistyki, saperskie oraz zajęcia z psychologii. Operator wojsk specjalnych podczas szkolenia podstawowego powinien poznać wszystkie specjalności, jakie są w jednostce. Później przychodzi czas na specjalistyczny instruktaż. Specjalsi – Najczęściej każdy ma dwie specjalności – mówi „Wiatrak”. Są więc nurkowie-saperzy, czy snajperzy-ratownicy. „Naval”, który trafił do oddziału wodnego pisze w „Zatoce”: Nurkowanie jest jednym ze sposobów skrytego dotarcia w miejsce działania grupy specjalnej. W naszej robocie skryte podejście do przeciwnika, a więc zaskoczenie, jest kluczem do sukcesu. Podczas szkolenia nie tylko musimy nauczyć się perfekcyjnie nurkować, ale też walczyć w całym tym nurkowym sprzęcie. Szkolenie na morzu wcale nie należy do łatwych. Zresztą jak każde inne w Wojskach Specjalnych. „Naval” wspomina, że nie bez przyczyny selekcja wyglądała tak, jak wyglądała. Pisze: Przypłynęły z nami suche kombinezony, jakich używa się do nurkowania. Test na odwagę, który musieliśmy przejść na Bemowie, w postaci zjazdu z wieży kolejką amerykańską, jest błahostką w porównaniu z tym, co nas tu czeka. Instruktorzy zafundowali nam skok z burty tankowca do lodowatego Bałtyku. Bałtyk to pikuś, ale odległość do tafli wody spora. (…) Nie ma możliwości, aby pójść pod wodę, ponieważ zgromadzone w nim powietrze trzyma na powierzchni jak gumową żółtą kaczuszkę pływającą w wannie. Podczas skoku trzeba mieć nogi razem i trzymać w garści „klejnoty”, by podczas uderzenia w wodę nic się nie oderwało. Gdy zaczynasz słyszeć w uszach świst powietrza, oznacza to, że lecisz naprawdę z wysoka. – W firmie nie ma półśrodków – mówi „Wiatrak”. – To, czego uczymy się na szkoleniu, następnie wielokrotnie ćwiczymy, by później wykorzystać umiejętności podczas wykonywania zadań. – Nieraz są one znacznie bardziej wymagające, niż to, co przeżywaliśmy na poligonie – podkreśla na koniec. Bibliografia: Naval, Ostatnich gryzą psy, Bellona 2017. Naval, Zatoka. GROM na wodach Zatoki Perskiej, Bellona 2017. Relacje żołnierzy polskich sił specjalnych, archiwum autora. Kup najnowszą książkę Navala na stronie Zobacz również Historia najnowsza Jak zostać komandosem GROM-u? Walczą wręcz, strzelają bez pudła, skaczą ze spadochronem i nurkują. Żołnierze GROM-u są gotowi na każdą ewentualność. Nieprzypadkowo zalicza się ich do najlepszych wojskowych formacji... 23 stycznia 2017 | Autorzy: Dariusz Kaliński

wywiad z żołnierzem gromu